Moje forum
Tereny Złotych Kłów => Uśpiony Wulkan => Wątek zaczęty przez: Russell w Grudzień 08, 2015, 19:51:11
-
Czynny wulkan, aczkolwiek jak dotąd pozostaje uśpiony...
-
Krew spływa strumieniami...Ciemność...Czerwień...Ostry, metaliczny zapach krwi...
Powoli otwiera powieki.
Czerwień. Krew.
Krew. Krew. Krew.
Krew.
I wszędzie łby.
Basiorów, wader.
Szczeniąt.
Wszystkie mają otwarte oczy i wyszczerzone w agonii kły.
Oczy są martwe, ale coś jakby się w nich poruszało.
Źrenice pulsują.
Po chwili z oka szczeniaka wychodzi pierwszy robak.
Buster obudził się i zerwał gwałtownie, słysząc krótkie wycie. Terry stał kilka metrów dalej, z łbem nisko przy ziemi, dysząc, jakby miał zwymiotować. Buster rozejrzał się, obracając kilka razy wokół siebie. Spojrzał na Terry'ego, który powoli się uspokajał, tocząc przerażonym wzrokiem dookoła.
-Co to do diabła było?
Terry tylko pokręcił głową, nadal nie mogąc mówić.
-I gdzie my jesteśmy...
-
Lifehouse na chwiejących się nogach doczłapał się na szczyt wulkanu. Był zmęczony całonocną wędrówką i brakiem pożywienia. Przez zamglone oczy dostrzegł jeszcze sylwetki Terry'ego i Bustera, a potem legł wyczerpany na ziemi, wdychając otaczający wszystkich smród.
Ale było mu to już obojętne.
Czy to właśnie nadszedł dzień śmierci?
-
Buster otrzepał się i rozejrzał jeszcze raz. Nikogo wprawdzie nie zauważył, złapał jednak zapach obcego wilka. Tyknął Terry'ego w bok i machnął łbem w stronę źródła zapachu. Terry przestał dyszeć i przełknął z trudem ślinę. Zerknął na brata niepewnie i ruszył powoli w stronę domniemanego obcego. Buster zmrużył oczy, wyprzedził go i wszedł na szczyt wulkanu. Jego oczom ukazała się szara wadera, w nie najlepszym stanie. Buster rzucił niepewne spojrzenie na Terry'ego i dotknął lekko jej łapy.
-
Lifehouse podniósł swój umęczony wzrok na wilki, stojące obok niego. Wydał z siebie ciche skomlenie i ponownie zamknął oczy. Skulił się w kłębek i czekał na najgorsze.
-
-Terry, zostań tu, lecę kogoś poszukać, ona może potrzebować pomocy.
-Ale...
-Zostań tu, zaraz wracam. - powiedział szybko Buster, nie dając mu dość do głosu, i wybiegł.
_______________
Pisz jako wadera...xD
-
Terry, nie wiedząc co ma robić, usiadł i postawił uszy, nasłuchując, czy wadera oddycha.
-
Russell wbiegł, po czym zatrzymał się u podnóża wulkanu. Wspiął się szybko na szczyt, podążając za zapachem obcych wilków. W zasadzie... To mogła być pułapka, a on tak poleciał bez zastanowienia. Cóż, trudno. Chcąc odwrócić pewną rzecz z przeszłości, aż za bardzo ganie się do pomagania innym. Po kilku sekundach stał już na szczycie, niedaleko rannej wadery i drugiego basiora. Potruchtał w ich stronę, zatrzymując się w bezpiecznej odległości.
- To ta wadera, o którym mówił... Ten drugi basior? Co jej jest? - spytał, jak zwykle cicho, odkładając na bok niepotrzebne w tej chwili pytania typu "Skąd jesteście", "Do której watahy należycie" i takie tam. Wpatrywał się w waderę, poszukując ran gryzionych, szarpanych lub ciętych. Była chyba tylko wygłodzona.
-
Terry zerwał się i odwrócił, patrząc na obcego wilka. Zaraz za obcym wilkiem wbiegł Buster, stanął za nim i popatrzył na Terry'ego. Basior otworzył pysk, zerknął na Bustera i z powrotem na wilka.
-Nie wiem, obudziliśmy się tu, a kilka minut później pojawiła się ta wadera...
-
Russell ogarnął ich sceptycznym spojrzeniem. Wszyscy troje 'pojawili się' nagle akurat na wulkanie? Obejrzał się lekko na łapy basiora stojącego za nim i przeniósł wzrok wypełnionych czernią oczu na waderę. Podszedł o krok bliżej. Delikatnie obmacał żebra wadery, jednak nie były złamane. Wydawała się cała, tylko wykończona i zagłodzona. Tylko jak tu podać pokarm wilkowi, który nie będzie miał siły go przełknąć?
- Macie może... - urwał. No tak, jego krew działała leczniczo, zarówno przywracała pamięć po zerknięciu mu w oczy, jak i leczyła obrażenia, a przynajmniej powinna. Może gdyby upiła łyk albo dwa, zyskałaby nieco sił. Podniósł łapę i wgryzł się w nią, przecinając ostrymi zębami skórę, mięśnie i zatrzymując szczęki na kości. Może zadziała, a jak nie... Cóż. Może zdąży coś wymyśli. Albo te basiory, które jak na razie wydawały się być w szoku.
- Mógłby któryś z was przytrzymać jej pysk?
-
Obaj stali przez parę sekund z otwartymi pyskami, w końcu popatrzyli na siebie i jednocześnie wyciągnęli łapy, zderzając się. Buster rzucił Terry'emu znaczące spojrzenie, na co Terry przewrócił oczami i przytrzymał pysk wadery. Przyglądał się nieufnie poczynaniom basiora. Dlaczego ugryzł się w łapę? W czym to pomoże tej waderze? Obojgu przychodziły do głowy te same myśli.
-
Russell przewrócił czarnymi oczami, tym razem patrząc się w niebo. Następnie przysunął się jeszcze bliżej, by nie musieć nachylać się nad ranną będąc dwa metry od niej i wyciągnął łapę. Zatrzymał ją w ostatniej chwili i cofnął, zanim krew dotknęła ciała wadery. Rana na łapie Russa natychmiast się zrosła. Przecież gdyby wpuścił jej jakikolwiek płyn do pyska, udławiłaby się i tym bardziej byłoby po niej. Meh... Rozejrzał się bezwiędnie i usiadł przy waderze. Spuścił łeb, niemalże dotykając nosem gardła wilczycy i zaczął płakać. Po jego stalowoszarym pysku spływały srebrne łzy, wnikając w futro Lifehouse. Natychmiast odzyskała kolory, oddech był już wyraźniejszy.
-
Rozdziawiali pyski jeszcze bardziej, spoglądając na siebie. Równocześnie usiedli ciężko na ziemi, nadal nie mogąc przetrawić tego, co widzieli.
-
Machnął rekinim ogonem, spoglądając powątpiewająco na waderę. Niby wyglądała już lepiej, ale kto wie...
-
Terry przełknął ślinę i otrzepał się. W sumie, to co widział nie było niczym dziwnym, w każdym razie - nie najdziwniejszym. Po prostu wciąż jeszcze nie mógł się otrząsnąć po dziwacznym śnie i fakcie, że nagle znaleźli się na obcych sobie terenach.
Buster przyglądał się z zaciekawieniem waderze.
-
Tak, to chyba tu. Tutaj jest ten, jak mu tam, Russell? A no, chyba tak. Nie obawiając się żadnego ataku beztrosko potruchtała do miejsca, gdzie znajdowało się całe zbiegowisko.
- Te, Russell, Papiz Cię szuka.. czy jak mu tam - przewróciła czerwonymi oczami, machając ogonem.
-
- Może poczekać... - mruknął bezbarwnym głosem, ale w tej chwili zagłuszył go przenikliwy krzyk Papiza.
- Caaaaligariiii?
- Papizwokazik... - mruknął pod nosem Russ, wzdychając. - Czego się drzesz.
Biały wbiegł na krater, w ostatniej chwili potykając się i prawie spadając na sam dół, gdyby Russell nie złapał go zębami za kark i nie wciągnął.
- Uuuuh... Mało brakowało. - niczym niezrażony Papiz miał już na pysku szeroki uśmiech. - Spójrz, Azazelu! Ale stąd widok, nie, Azbeście? Wiesz, nigdy nie byłem nad wulkanem. - opadł przednimi łapami na ziemię i zajrzał do wnętrza krateru, odprowadzony zaniepokojonym spojrzeniem Russella, który był już za daleko, by móc go złapać.
- Hej, spójrz, Azazelu! Powietrze nad tą lawą w środku musi być naprawdę gorące. Załozę się, że gdyby spuścić tam kawałek mięsa na sznurku, na pewno by się ugotowało!
Russell przewrócił czarnymi oczami, obserwując przyjaciela, a jednocześie mając nię na baczności w towarzystwie nieznajomych wilków. No właśnie, nieznajomych.
- Nazywam się Russell. Kim jesteście?
-
- Nie.. nazywaj.. mnie.. Azbeście! - wydarła się, na co ptaki siedzące gdzieś kawałek od nich (xD) odleciały skrzecząc. - Papiz, jak tak dalej pójdzie, to prędzej Ciebie zwiążę sznurem i zawiśniesz nad kraterem.
Mimo, iż była tylko szczeniakiem, czuła się nieco ważniej. No bo, przecież podobno jest demonem. Podobno. Machnęła ogonem i usiadła.
-
Papiz, bynajmniej niczym nie zrażony, zajrzał w głąb krateru, szczerząc się radośnie.
- Oooo... To by było bardzo ciekawe przeżycie, przypuszczam, choć pewnie nie służy zbyt długiemu żywotowi. Pewnie całkiem bym się ugotował. Hm... Ciekawe, jak to jest być ugotowanym. N-nie żebym zamierzał to sprawdzać w najbliższym czasie... - wyszczerzył się, jego zdaniem, uspokajająco do zaniepokojonego Russella.
- Tylko spróbuj... - mruknął Russ pod nosem, tak cicho, że Papiz nawet go nie usłyszał. Oczywiście zabrzmiało to w jego ustach jak groźba, choć nią bynajmniej nie było, ale w połączeniu z nisko zwieszonym łbem i lampieniem się na Papiza jak spod byka...
-
Buster z otwartym pyskiem gapił się na to coraz większe zbiegowisko, dopóki Terry nie dźgnął go łapą w bok. Buster skupił się i spojrzał na Russella.
-Mm, Buster. A to Terry. - machnął łapą w stronę brata.
-
Machnęła ogonem.
- Jeszcze zobaczymy - wyszerzyła się złośliwie do Papiza.
-
- Ooo... Co zobaczymy? Lawę? A może zrobisz, że ten wulkan wybuchnie? - podekscytowany Papiz aż przypadł do ziemi. - To by było ekstra! Szkoda tylko, że pewnie byśmy wyginęli, jak biedne mamuty. A wiesz, że ja kiedyś widziałem mamuta? Takiego włochatego! Uratowałem go i wtedy znalazłem taki magiczny pierścień. Gdyby nie było tak ciemno, mógłbyś zobaczyć, jaki ślad wypalił mi na palcu... - Papiz paplał coś dalej w tym stylu, siadając obok Azazel, niezmiernie ucieszony, że ma tym razem za widownię coś więcej niż tylko zanudzonego na śmierć Alphę.
-
- Mamuty? Hahahahhaha, ale jesteś śmieszny. Przecież wszyscy wiedzą, że zginęły dawno temu, zanim postawiłeś łapę na tym świecie - prychnęła, przewracając oczami.
-
Papiz przerwał swoją opowieść, urażony.
- Ja nie kłamię! Naprawdę widziałem włochatego mamuta. Spytaj Kargai Sargarona, albo Shiri, albo Delgado. Patrz! - podsunął łapę pod nos Azazel. - Tu jest ślad, jaki zostawił ten pierścień.
-
- Widać, że ktoś ci to ugryzł albo coś. Demona nie nabierzesz - wyszerzyła się. Podniosła się i podeszła do Terry'ego i Bustera.
- Fajni jesteście - stwierdziła.
-
Oba basiory zerknęły w dół, na szczeniaka.
-O, cześć. Terry. - przedstawił się młodszy.
-Hej, młody. Buster.
-
- Serio? - Papiz przyjrzał się z zainteresowaniem swojej łapie i wypalonemu na palcu wąskim pasku. - Nigdy nie słyszałem o stworzeniu, które wypala dziury, gryząc. Myślisz, że istnieje takie zwierzę naprawdę istnieje? Byłoby ekstra! I wcale nie jesteś demonem. - spojrzał na Azazel z naganą. - Demony są straszne i w ogóle. Ale wszystkie demony, które poznałem, były dla mnie niezwykle miłe. No, może poza tym, który zranił mnie w ramię, kiedy zabierał mnie do więzienia. Ale to też było niezłe. Szuuuu! I byliśmy w takim samym miejscu tylko z łóżkiem. - paplał Papiz, po czym zarzucił grzywką i pobiegł w podskokach do Russella.
- Ojej - mruknął niezwykle mądrze, widząc nieprzytomną waderę. - A co jej się stało? Zresztą nie ważne. Russ...
- Miło poznać... - mruknął Russell do basiorów, przerywając Papizowi w pół słowa.
-
- Bo są demony, które są miłe i są demony, które są niemiłe. Przecież ja bym cię nie okłamał w tej kwestii - mówienie jak basior było proste jak chodzenie. Przecież to się tak bardzo nie różni od siebie, trzeba tylko pamiętać, żeby w odpowiednim momencie nie powiedzieć lub dopowiedzieć jakieś literki. - A poza tym, ja jeszcze będę straszny. Tylko musisz chwilę poczekać, aż urosnę. Ale w każdej chwili mogę cię tam zepchnąć, w dół.
-
Tymczasem Lifehouse lekko uchyliła powieki i zdała sobie sprawę, że z powrotem widzi świat tak samo ostro, jak przed zasłabnięciem. A więc jednak nie nadeszła jeszcze pora śmierci. Uniosła się na rozchwianych nogach i omiotła spojrzeniem pozostałe wilki. Miała ochotę podejść, przywitać się, być może jakoś zaprzyjaźnić...
I wtedy nagle tajemnicze substancje w jej mózgu znów dały o sobie znać. Poczuła żądzę krwi. Początkowo zamierzała skoczyć któremuś z obecnych tu wilków do gardła; nie uczyniła jednak tego.
Pobiegła, najszybciej jak mogła (czyli nadal niezbyt szybko) przed siebie w poszukiwaniu ofiar jej krwawej, nieopanowanej żądzy.
-
- Jasne - zachichotał Papiz. Groźba szczeniaka brzmiała co najmniej śmiesznie. - Sądzę, że byłoby to bardzo ciekawe doświadczenie, aczkolwiek niezbyt sprzyjające długiemu żywotowi.
Russell obejrzał się zdumiony za wybiegającą waderą.
-
- Dlatego sugeruję ci nie dokuczać mi - prychnęła, kończąc rozmowę z Papizem.
-
Papiz uśmiechnął się wesoło.
- Ale jesteś śmieszny. Już cię lubię. Grunt to mieć poczucie humoru.
Russell prześwietlił umysłem teren w poszukiwaniu wadery. Znalazł ją w końcu w Mrocznej Puszczy.
-
- Ja śmieszny? Jestem całkowicie poważny, tyle że.. - przewróciła oczami. Dobra, koniec, bo jeszcze się Papiz obrazi i będzie źle.
-
Buster i Terry spojrzeli za wybiegającą waderą.
-To chyba znaczy, że już jej lepiej. - uznał Buster, na co Terry spojrzał na niego krytycznie.
-
Papiz tymczasem stracił już zainteresowanie Azazelem i przypatrywał się z ciekawością Terry'emu i Busterowi. Usiadł obok zamyślonego na amen Russella, który wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem przed siebie.
- Hej! Jestem Papizwokazik, miło was poznać. - Papiz wyciągnął do basiorów łapę, w razie jakby któryś miał ochotę ją uścisnąć.
-
Przeciągnęła się.
- Nuudno tu - mlasnęła.
-
-Hej, Buster, to mój brat Terry. - Buster kiwnął mu głową. Drugi basior uścisnął łapę Papizwokazikowi i spojrzał na zamyślonego wilka.
-
Papiz rozpromienił się, jakby to co najmniej prezydent podał mu łapę.