Tereny Złotych Kłów > Uśpiony Wulkan

Krater

(1/8) > >>

Russell:
Czynny wulkan, aczkolwiek jak dotąd pozostaje uśpiony...

Terry & Buster:
Krew spływa strumieniami...Ciemność...Czerwień...Ostry, metaliczny zapach krwi...
Powoli otwiera powieki.
Czerwień. Krew.
Krew. Krew. Krew.
Krew.
I wszędzie łby.
Basiorów, wader.
Szczeniąt.
Wszystkie mają otwarte oczy i wyszczerzone w agonii kły.
Oczy są martwe, ale coś jakby się w nich poruszało.
Źrenice pulsują.
Po chwili z oka szczeniaka wychodzi pierwszy robak.

Buster obudził się i zerwał gwałtownie, słysząc krótkie wycie. Terry stał kilka metrów dalej, z łbem nisko przy ziemi, dysząc, jakby miał zwymiotować. Buster rozejrzał się, obracając kilka razy wokół siebie. Spojrzał na Terry'ego, który powoli się uspokajał, tocząc przerażonym wzrokiem dookoła.
-Co to do diabła było?
Terry tylko pokręcił głową, nadal nie mogąc mówić.
-I gdzie my jesteśmy...

Lifehouse:
Lifehouse na chwiejących się nogach doczłapał się na szczyt wulkanu. Był zmęczony całonocną wędrówką i brakiem pożywienia. Przez zamglone oczy dostrzegł jeszcze sylwetki Terry'ego i Bustera, a potem legł wyczerpany na ziemi, wdychając otaczający wszystkich smród.
Ale było mu to już obojętne.
Czy to właśnie nadszedł dzień śmierci?

Terry & Buster:
Buster otrzepał się i rozejrzał jeszcze raz. Nikogo wprawdzie nie zauważył, złapał jednak zapach obcego wilka. Tyknął Terry'ego w bok i machnął łbem w stronę  źródła zapachu. Terry przestał dyszeć i przełknął z trudem ślinę. Zerknął na brata niepewnie i ruszył powoli w stronę domniemanego obcego. Buster zmrużył oczy, wyprzedził go i wszedł na szczyt wulkanu. Jego oczom ukazała się szara wadera, w nie najlepszym stanie. Buster rzucił niepewne spojrzenie na Terry'ego i dotknął lekko jej łapy.

Lifehouse:
Lifehouse podniósł swój umęczony wzrok na wilki, stojące obok niego. Wydał z siebie ciche skomlenie i ponownie zamknął oczy. Skulił się w kłębek i czekał na najgorsze.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej